Bohater wywiadu: Marcin Buksa (były piłkarz i obecnie Kibic Orląt mieszkający w USA)
Data: 04.02.2016
Autor: Andrzej Adamiak

M.B. - Gdy nie mogłem złapać stopa, to wsiadałem na rower i jechałem te dziesięć kilometrów na mecz – wspomina Marcin Buksa, kibic Orląt. Dziś o Orlętach także pamięta, choć na stadion ma trochę dalej. Od lat mieszka bowiem w USA.

A.A. - Choć na stadionie bywasz bardzo rzadko, to los Orląt nie jest Ci obojętny. Od kiedy trwa ta futbolowa pasja?

M.B. - Moja pasja zaczęła się w momencie, gdy mogłem już stać na własnych nogach i kopnąć prosto piłkę, a więc w początkach lat 80. A pasja oglądania piłki na żywo od połowy lat 90, a dokładniej od sezonu 1993/94. Zaraził mnie nią, zabierając mnie na pierwszy mecz Orląt, mój wujek, Stanisław Kuś. Od sezonu 94/95 byłem już stałym bywalcem na domowych meczach w Reszlu. Gdy nie miałem możliwości dojechania na stopa, to wsiadałem na rower i jechałem te 10 km z Pilca do Reszla.

A.A. - Los chciał, że trafiłeś aż za ocean. Internet pozwala jednak śledzić poczynania Orłów.

M.B. - Tak, dzięki Internetowi mogę śledzić losy i wyniki Orląt na bieżąco i w miarę szybko, a dzięki temu, że umieszczacie na stronie skróty meczów mogę się czuć bardziej spełniony, bo czuję się, jakbym tam był, razem z innymi kibicami.

A.A. - Gdy bywasz w Polsce, starasz się pojawić na stadionie. Jak nie na meczu, to zajedziesz chociaż na trening.

M.B. - Ze względu na to, że od 2004 roku życie układam sobie w USA nie widziałem "swoich" Orłów na żywo ponad 10 lat. Gdy zawitałem ponownie na stadion wiele się zmieniło w zespole. Tylko ta nieszczęsna okręgówka ciągle tam jest (śmiech). Znane mi twarze zawodników da się policzyć na palcach jednej ręki, ale takie jest życie, szczególnie w takim małym miasteczku jak Reszel. Wybierając sobie czas urlopu w Polsce zawsze staram sobie to tak zaplanować, żeby móc choć jeden "domowy" mecz Orląt zobaczyć. A jak czas pozwala, to wpadnę zawsze na trening.

A.A. - Orlętom starasz się także pomóc, choćby poprzez witaminy, które pakujesz w bagaż lecąc do kraju.

M.B. - Staram się pomagać jak mogę, podesłałem raz kilka kilogramów witamin dla chłopaków, poza tym na ostatni urlop przywiozłem kilka koszulek piłkarskich, które nazbierały mi się w mojej kolekcji. Starałem się także skontaktować z kilkoma amerykańskimi firmami w sprawie pomocy Orlętom, ale jakoś zostało to bez odzewu z ich strony. Ale jeżeli teraz chłopaki awansują do IV ligi postaram się sprawić im jakąś miłą niespodziankę.

A.A. - No właśnie, miniona runda wypadła dobrze, pojawia się szansa na awans. Dla ludzi, którzy pamiętają te tłuste lata, to powrót na właściwe tory?

M.B. - Tak trzymać Orły, klub z takimi kibicami i taką historią nie może być niżej niż w IV lidze i myślę, że bieżący sezon wreszcie skończy się upragnionym awansem. Pamiętam, jak będąc zawodnikiem Orląt w sezonie 2000/2001, gościliśmy Mazura Wydminy na naszym stadionie. W czasie rozgrzewki jeden z zawodników Mazura nazwał nasze boisko lotniskiem. Ta płyta nie była na poziom okręgówki, zresztą ja uważam, że ciągle nie jest. Niech ta upragniona IV liga w końcu wróci do nas, tam gdzie od dawna powinna być!

A.A. - Takich kibiców jak Ty, będących poza krajem, jest więcej. Powiedz, z Twojej perspektywy, warto, by emigranci wspierali nas i interesowali się klubem? Masz kontakt z innymi Orlęciakami będącymi poza Reszlem?

M.B. - Uważam, że jak się jest kibicem Orląt, to już na całe życie. Orlęta na zawsze pozostaną moją pierwszą miłością, mam tylko nadzieję, że żona i córka, która się urodzi za niecałe dwa miesiące nie pogniewają się z tego powodu (śmiech). Ale taka jest prawda, Orlęciakiem trzeba się urodzić, Orlęciakiem też umrę, takie jest życie prawdziwego kibica. Szal i koszulka Orląt są tu zawsze ze mną i pozostaną na zawsze jako piłkarska świętość. Moim największym marzeniem od zawsze było zostanie częścią tej piłkarskiej, reszelskiej rodziny i marzenie to się spełniło. Choć nie miałem może wielkiego talentu piłkarskiego, ciężką pracą i poświęceniem zadebiutowałem w zespole seniorów. Kariery nie zrobiłem, ale nikt nie jest mi w stanie zabrać tego, co przeżyłem jako część tej rodziny! Jestem dumny, że mogłem być częścią, choć malutką, tej pięknej, reszelskiej historii piłkarskiej.

Uważam, że bez względu na to, gdzie się jest, żyje, mieszka czy uczy, powinno, a wręcz należy się interesować i w jakimś stopniu pomagać klubowi, który dał nam tyle wspaniałych wspomnień. Co do kontaktów z innymi Orlęciakami, to miałem ze świętej pamięci Tomkiem Kwiatkowskim, teraz mam z Piotrkiem Ruszkulem, z Tobą Andrzeju i z Rafałem Romańczukiem. Z resztą Orlęciaków staram się, gdy pozwala na to czas, zobaczyć podczas urlopu w Polsce.

A.A. - Dzięki za rozmowę i do zobaczenia przy Kopernika!

M.B. - Także dziękuję, a na zakończenie chciałbym zaprosić większą rzeszę kibiców na stadion. Pomóżmy naszym Orłom awansować do ligi, w której jest ich, a raczej nasze, miejsce. Pozdrawiam wszystkich kibiców i do zobaczenia już wkrótce na stadionie, na meczach IV ligi!