| | |
Bohater wywiadu: Lech "Lońka" Gołębiewski
Data: 01.04.2011
Autor: rksorleta
Przed pierwszym meczem w Reszlu postanowiliśmy porozmawiać z wieloletnim kibicem, a w przeszłości także działaczem klubu - Lechem Gołębiewskim. Popularny "Lońka" (na zdjęciu pierwszy z prawej) znany jest na wielu stadionach w naszym województwie i nie tylko. Zapraszamy do lektury.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z Orlętami? Od kiedy jesteś kibicem naszego klubu?
- W wieku dwunastu lat na stadion zabrał mnie mój brat, obecny kierownik, Henryk Gołębiewski. Był to rok 1977. Od tego czasu regularnie bywam na meczach, wyjątkiem była dwuletnia służba wojskowa.
- Jaki był pierwszy mecz, który pamiętasz?
- Graliśmy z drużyną z Mrągowa, która wówczas nosiła nazwę "Metalowiec". Z drużyny gości pamiętam bramkarza Jankowskiego, który został w Reszlu "ciepło" powitany.
- A które spotkanie Orląt zapadło Ci najbardziej w pamięci?
- Były to spotkania barażowe o wejście do III ligi (wówczas był to szczebel centralny, a w kraju istniały cztery grupy III ligi), w których graliśmy z Ruchem Radzionków. W pierwszej rundzie wyeliminowaliśmy Bałtyk II Gdynia, następnie okazaliśmy się lepsi od Włocławii Włocławek. Los był dla nas niełaskawy, gdyż trafiliśmy najgorzej jak mogliśmy. W pierwszym meczu w Radzionkowie, na którym również byłem, przegraliśmy 0:2. Dwa gole zdobył wtedy słynny w kraju Marian Janoszka. W Reszlu odrobiliśmy straty, by przegrać w serii rzutów karnych 4:5. Z wapna przestrzelił wtedy Arek Włodarczyk.
- A najciekawszy wyjazd, w którym uczestniczyłeś?
- Był to wyjazd do Łomży na mecz z miejscowym ŁKS-em. Był to pierwszy mecz wyjazdowy po awansie do III ligi. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, a my pojawiliśmy się w Łomży w ponad 100 osób.
- Kogo, na przekroju tych wszystkich lat, określiłbyś mianem najlepszego zawodnika grającego w barwach naszego klubu?
- Na pewno, nieżyjący już niestety, napastnik Witold Pieloch, który przybył do Reszla z II-ligowej Celulozy Kostrzyn. Dołączył do zespołu w roku 1983 i grał u nas 5-6 sezonów. Na przestrzeni tych lat w Orlętach grało kilkudziesięciu dobrych zawodników, bramkarz Wiktor Mićko, Tadeusz Sosnowski, czołowy strzelec II ligi w barwach Gwardii Szczytno, czy Mirosław Rusiecki, mający za sobą występy w ekstraklasie, w barwach Górnika Wałbrzych. No i oczywiście Mirosław Wroński, znany także młodszym ode mnie kibicom. Mógłbym podać więcej nazwisk, jednak zajęłyby one zbyt wiele miejsca.
- W Orlętach zmieniali się także trenerzy. Który z nich był najlepszy, a który najbardziej barwną postacią?
- Muszę tu wymienić kilka nazwisk, bo Orlęta zawsze miały szczęście do dobrych trenerów. Podwaliny pod pierwsze sukcesy naszego klubu stworzył pan Andrzej Pasek, a następnie Orlęta trenowali: Wojciech Lubieniecki, Andrzej Wiśniewski (późniejszy trener ekstraklasowej Polonii Warszawa i reprezentacji Palestyny) oraz wieloletni trener Roman Uglarenko, ceniony w naszym województwie szkoleniowiec. Najbarwniejszą postacią był z pewnością Paweł Pfal, którego drugie podejście do Orląt trwało jedynie cztery miesiące i zakończyło się nocną ucieczką z Reszla.
- W przeszłości byłeś również kierownikiem zespołu. Jak wspominasz te czasy?
- Kierownikiem byłem przez dwa sezony. Pierwszy Orlęta spędziły w klasie okręgowej, a drugi w IV lidze. Trenerem zespołu był wtedy Paweł Fenik, prywatnie mój kolega. Czas ten wspominam bardzo miło, przez ten okres w kadrze przewinęło się wielu zawodników, których darzę szacunkiem i sympatią (pozdrawiam w tym miejscu Marcina Wicińskiego). Za bardzo przeżywałem jednak mecze na ławce rezerwowych i dlatego zdecydowałem, że odpowiedniejszym miejscem będą trybuny.
- Przejdźmy do obecnych Orląt. Jak oceniasz potencjał zespołu i jego postawę w lidze okręgowej?
- Jest mi przykro z powodu tego, że gramy tylko w okręgówce i nie możemy nawiązać do dawnych, dobrych czasów. Wiadomo, że jest to spowodowane sytuacją finansową klubu i niestabilną kadrą. Zawodników kończących szkołę średnią ciężko jest zatrzymać w mieście. Uważam, że drużyna zajmuje zbyt niskie miejsce jak na swoje możliwości. Powinna grać o awans do IV ligi, jednak z powodu braku stabilności w kadrze nie możemy grać tego, na co nas stać.
- Który z zawodników obecnej kadry podoba Ci (oczywiście na boisku ;) ) się najbardziej?
- Kapitan drużyny Paweł Bieluń, pomocnicy: Romańczuk i Giziński, a także napastnik Jankiewicz.
- Jesteś barwną postacią, którą znają sędziowie z całego województwa. Skąd takie zainteresowanie obsadami meczów i samymi arbitrami?
- Najbardziej nie lubię, gdy ktoś jest niefachowy i nie potrafi sędziować. Autorytet u zawodników buduje nie umiejętnościami, ale rozdawaniem kartek i zachowaniem niegodnym miana sędziego. Niektórzy arbitrzy są nieobiektywni, a swoimi decyzjami potrafią doprowadzić najspokojniejszego człowieka do palpitacji serca ( śmiech).
- I jak oceniasz poziom sędziowania w lidze okręgowej? Masz swoich "ulubionych" arbitrów?
- Poziom sędziów klasy okręgowej oceniłbym na piątkę w dziesięciostopniowej skali. Jednym z moich "ulubionych" rozjemców jest pan Sieradzki, który kilkunastokrotnie nie stawał, moim zdaniem, na wysokości zadania podczas prowadzenia zawodów. Chciałbym również pozdrowić pana Gutkowskiego, z którym miałem okazję rozmawiać po jednym z sędziowanych przez niego w Reszlu spotkań (śmiech).
- W sercu Lecha Gołębiewskiego jest miejsce nie tylko dla Orląt. Komu jeszcze kibicujesz?
- Z klubów polskich ŁKS Łódź, a z naszego regionu sympatyzuję z Jeziorakiem Iława. Z zagranicznych zespołów lubię FC Barcelona i Celtic Glasgow.
- Jesteś znany z anegdot na temat naszego zespołu. Podzielisz się jakimiś z czytającymi ten wywiad?
- Pamiętam III-ligowy mecz z Bugiem Wyszków, w którym sędziowie 48 godzin przed meczem spędzili w ośrodku w Świętej Lipce, należącym wówczas do Remy. Mecz rozgrywany był dość wcześnie, o 13.00. Arbitrzy dojechali na stadion w ostatniej chwili i po pierwszej połowie Orlęta przegrywały 0:2. Wszystko przez to, że sędziowie myśleli, że Orlęta grają w strojach czerwonych, podczas gdy taki kolor koszulek mieli nasi rywale. W przerwie meczu reszelscy działacze wytłumaczyli trójce prowadzącej zawody, która drużyna gra w czerwonych koszulkach. Ostatecznie mecz zakończył się naszym zwycięstwem, 3:2. Wspomnieć mogę również o serii 5-6 meczów Orląt na własnym boisku, które zakończyły się zwycięstwem 1:0, a bramki zdobywał Krzysztof Konopacki... wykonawca rzutów karnych (śmiech).
Natomiast w meczu w Mławie sędzia wyraźnie faworyzował miejscową Mławiankę, a mimo to - przez pomyłkę - podyktował karnego dla Orląt. Po bramce Mieczysława Głoda drużyna gospodarzy zepchnęła nasz zespół do defensywy. I choć nie było przerw w grze, sędzia przedłużył mecz o 10 minut, w czasie których Mławianka kilka razy stawała przed szansą na gola. Gdy w 101. Minucie zawodnik gospodarzy nie wykorzystał sytuacji sam na sam, zrezygnowany sędzia machnął ręką i zakończył mecz.
- Jak typujesz wynik sobotniego starcia Orląt z Jurandem Barciany?
- Bardzo żałuję, ale obowiązki służbowe nie pozwolą mi na obejrzenie tego spotkania. Myślę, że Orlęta są faworytem tego meczu i odniosą przekonywające zwycięstwo. Jeśli miałbym typować dokładny wynik to postawiłbym na 5:0. Zespół jest dobrze przygotowany do rundy i liczę po cichu, że włączymy się do walki o miejsce gwarantujące awans do IV ligi. Żaden z przeciwników nie będzie miał łatwej przeprawy w meczu z Reszlem.
- Może chciałbyś na koniec powiedzieć kilka słów do kibiców i piłkarzy?
- Do młodszych kibiców mam apel o głośne wspieranie zespołu zamiast dłubania słonecznika. Do piłkarzy natomiast, by wkładali serce w reprezentowanie Orląt. Działaczy chciałbym prosić o jeszcze większe wsparcie drużyny.
- Dziękujemy za rozmowę.
- Ja również dziękuję. Mam nadzieję, że dożyję jeszcze czasów, gdy nasze Orlęta będą czołowym zespołem naszego województwa i wrócą na właściwe tory, z których - póki co - wypadły.
|
|