Bohater wywiadu: Piotr Ruszkul (piłkarz Górnika Zabrze)
Data: 29.12.2007
Autor: Rafał Romańczuk

Za Tobą pierwsze miesiące w Górniku. Jak ocenisz ten czas spędzony w Zabrzu i powiedz, czy jesteś zadowolony ze swojej postawy?

Piotr Ruszkul: Jak najbardziej jestem zadowolony. Uważam, że ten pierwszy krok jest zawsze najważniejszy. Debiut w lidze to jest najważniejsze w tym momencie, bo taki sobie cel postawiłem na te pierwsze sześć miesięcy. Zagrałem w Pucharze Ekstraklasy w każdym meczu, w trzech ligowych wchodziłem z ławki, a w sześciu innych byłem w rezerwie. Na początku przytrafiła mi się nieszczęsna kontuzja, która wyeliminowała mnie z trzech tygodni treningów w okresie przygotowawczym. Uważam, że jak na pierwsze pół roku w Górniku jest dobrze.

Na swój pierwszy występ w I. Lidze czekałeś do 14. września, kiedy to w meczu z Polonią Bytom w 66. minucie pojawiłeś się na placu gry. Jak wspominasz swój debiut?

PR: Jak na razie jest to największy sukces w mojej przygodzie z piłką, bo to jeszcze nie jest kariera. Także bardzo miło będę wspominał tę datę do końca życia.

Wiedziałeś przed tym meczem, że zagrasz? Może trener o razu Ci powiedział: "Piotrek dzisiaj wystąpisz"?

PR: Nie, trener przed meczem nigdy nie mówi, kto wejdzie, czy zejdzie. Wszystko wynika z sytuacji, jaka jest na boisku. Debiut z Polonią Bytom to było naprawdę duże przeżycie. Na stadionie było ok. 20 tysięcy ludzi, kiedy drugi trener wezwał mnie do ławki rezerwowych, podczas gdy dostawałem wskazówki nie mogłem sobie dokładnie butów zawiązać, tak mi się ręce trzęsły. No, ale po wejściu na murawę było już dobrze. Nawet miałem sytuację, gdzie mogłem bramkę strzelić.

Cała Twoja rodzina oglądała Twój debiut?

PR: Oczywiście, rodzina bardzo mnie wspiera i ogląda wszystkie mecze Górnika.

W dwóch wcześniejszych meczach siedziałeś na ławce rezerwowych. Szansy gry jednak nie dostałeś. Była tego jakaś przyczyna?

PR: Znaczy, przyczyna... Różnie mecze się układają. Z Jagiellonią przegrywaliśmy 0:1 i wtedy na ławce rezerwowych siedział jeszcze Dawid Jarka, siedział Piotrek Gierczak, którzy są podstawowymi zawodnikami Górnika, także ja byłem raczej na końcu listy. To był w ogóle mój pierwszy mecz na ławce. Byłem pod dużym wrażeniem. Gdybym dostał szansę gry, to wiadomo, jak każdy bym się cieszył, no, ale nie dostałem.

W Pucharze Ekstraklasy trener wystawiał Cię regularnie. W trzech spotkaniach zagrałeś po 90 minut, w trzech innych wchodziłeś z ławki rezerwowych. W meczu z GKSem Bełchatów strzeliłeś swoją pierwszą bramkę w meczu o stawkę. Jak się wówczas czułeś?

PR: Puchar Ekstraklasy to są rozgrywki drugoplanowe. W drużynach grają raczej zmiennicy i tak też było w moim przypadku. Tym najbardziej eksploatowanym zawodnikom trener daje odpocząć i tak jest praktycznie w każdym klubie, gdzie gra może 20, 30 procent podstawowego składu, no, ale wiadomo, zmiennicy też muszą gdzieś być sprawdzeni.

A te rozgrywki Pucharu Ekstraklasy dla Górnika są ważne, czy może nie za bardzo?

PR: Nie są najważniejsze, ale są ważne. W ćwierćfinale gramy z Cracovią.

Co do Twojej bramki było trochę kontrowersji.

PR: Tak, w powtórkach było widać, że była to bramka ze spalonego, no ale takie jest życie. Sędzia też się myli, jak każdy człowiek.

Kolan nie zdarłeś jadąc po trawie? (śmiech)

PR: (śmiech) Nie, było mokro, ślisko, także spokojnie można było jechać. (śmiech)

I co, zaraz po powrocie do domu obejrzałeś powtórkę z meczu?

PR: Nie, meczu nie widziałem, a bramkę chyba dopiero po paru dniach w Internecie.

Kolekcjonujesz może swoje mecze? Zbierasz wycinki z gazet?

PR: Nie, raczej nie. Kiedyś, jak jeszcze grałem w Orlętach, czy w Elblągu, to tam zawsze jakieś wycinki z gazet gromadziłem, teraz raczej już nie, bo nie ma czasu. Czasem z Internetu jakieś zdjęcia sobie zapiszę. Swoją bramkę też mam na komputerze.

Czyli swoich meczów w Pucharze Ekstraklasy nie oglądałeś? Analizujecie w ogóle później te spotkania na video?

PR: Po każdym meczu, czy to w Pucharze Ekstraklasy, czy w Lidze na drugi dzień jest analiza z trenerem. Oglądamy te mecze i omawiamy wszystkie błędy. Tak samo przed spotkaniem oglądamy przeciwnika w akcji.

Komentatorzy Polsatu Sport podczas transmisji mówili, że przyszedłeś do Górnika z Olimpii Elbląg. Ani razu nie wspomnieli o Orlętach. Powiedz jak było naprawdę. Poszedłeś do Górnika z Orląt, czy już byłeś zawodnikiem Olimpii?

PR: Nie. Ja byłem wypożyczony do Olimpii Elbląg. Oficjalnie byłem zawodnikiem Orląt na papierze, ale do Górnika poszedłem z Olimpii Elbląg.

Jak w ogóle wygląda sytuacja w Górniku jeżeli chodzi o pozapiłkarskie obowiązki, typu spotkania z dziećmi itp.? Odwiedzacie jakieś miejsca, szkoły?

PR: Tak, tak. Raz na jakiś czas zawodnicy są wysyłani na tego typu spotkania. Ostatnio nawet ja byłem z Adasiem Marciniakiem w szkole, w Piekarach Śląskich. To jest szkółka piłkarska dla dzieci, chyba do czternastego roku życia. Było bardzo fajnie. Weszliśmy na salę, usiedliśmy na środku, dzieci zadawały nam pytania. Było bardzo miło, sympatycznie, naprawdę. Rozdaliśmy kilka autografów.

Gol z GKSem Bełchatów był Twoim debiutanckim w barwach Górnika w meczu o stawkę. Przypomnijmy, że już w pierwszym sparingu z FC Spartak Trnava trafiłeś do siatki. Wygraliście wówczas 1:0. Później zdobyłeś bramkę w meczu z Piastem Leszczyny na 3:0, a we wrześniu w kolejnym meczu kontrolnym, z Widzewem Łódź Twój gol zadecydował o zwycięstwie Górnika, 1:0. Pamiętasz jeszcze w jakich okolicznościach padły te bramki?

PR: Tak, tak pamiętam jak najbardziej. Goli to tak szczerze mówiąc przez te pół roku nie strzeliłem aż tak wiele, żeby o nich zapomnieć. Tym bardziej, że Górnik to mój nowy klub. W tym sparingu ze Spartakiem debiutowałem, zagrałem całą drugą połówkę, strzeliłem bramkę, wygraliśmy 1:0.

Powiedz może coś o swoich początkach w Zabrzu, jak Cię tam przyjęto?

PR: Tak, tak. W Zabrzu była taka sytuacja, że w czerwcu przychodziło trzynastu nowych zawodników, także nie było jeszcze wtedy takiej więzi między wszystkimi, bo każdy się poznawał, docierał.

A miałeś stracha przed pierwszym treningiem?

PR: Nie, nie miałem stracha, bo pół roku trenowałem w Amice. To też są ludzie, także nie ma co się bać. Jak się ma stracha, to jest jeszcze gorzej. Wiadomo, że na początku człowiek w szatni siedział po cichu, z kimś tam tylko zamienił słówko, ale teraz już jest dobrze. Mam naprawdę dwóch takich bardzo dobrych kolegów, Mariusza Pawelca i Adasia Marciniaka, z którymi się trzymam, czy przed, czy po treningu. Na obozach zawsze jesteśmy w jednym pokoju. Jest Tomek Hajto, jest Jurek Brzęczek, bardzo dobrzy, starsi, doświadczeni piłkarze, od których naprawdę można się dużo uczyć i zachowania na boisku jak i poza nim. A kontakty z trenerem Wieczorkiem jak najbardziej w porządku. Trener Wieczorek do każdego podchodzi tak samo. Jest sprawiedliwy. Bardzo dobry fachowiec.

Spodziewałeś się tego, że jak przyjdziesz do Górnika, od razu dostaniesz szansę gry, że w pierwszej rundzie zagrasz w trzech meczach i w tych sześciu innych będziesz siedział na ławce rezerwowych?

PR: Stawiałem sobie taki cel, żeby w tym pierwszym półroczu zadebiutować. No i się udało. 9 razy byłem w meczowej 18-stce, zagrałem we wszystkich meczach pucharowych. No ale jakiś tam sobie cel stawiałem. Wiadomo, trzeba iść do przodu, no i mam nadzieję, że następne pół roku będzie jeszcze lepsze.

A z Górnikiem podpisałeś kontrakt na...?

PR: Cztery lata, także jeszcze 3,5 roku przede mną.

Kiedy zaczynacie okres przygotowawczy do rundy wiosennej?

PR: 10 stycznia mamy pierwszy trening. Najpierw badania krwi, później badania wydolnościowe i szybkościowe i chyba 17-tego wyjeżdżamy na osiem dni do Wisły, a 30. do Hiszpanii na dwutygodniowy obóz.

Z jakim numerem grasz w Górniku?

PR: Z numerem 13 i ... mieszkam pod 13-stką. (śmiech)

A jak wygląda typowy Twój tydzień? Jak często macie treningi?

PR: W poniedziałek mamy trening. O 10:15 jest już zbiórka. Wiadomo, szatnia, czas dla masażystów i czas dla samych piłkarzy. Trening trwa ok. dwóch godzin, później ok. godziny zawsze mamy odnowę biologiczną.
We wtorek mamy dwa treningi, pod warunkiem, że w środę nie ma meczu. Rano siłownia i takie ćwiczenia na gumach, a później zajęcia techniczno-taktyczne. W środę jest zazwyczaj gra.
W czwartek trening jest już troszeczkę luźniejszy, trochę truchtu, zabawa z piłkami.
W piątek jest typowy rozruch przedmeczowy, ćwiczenie stałych fragmentów gry, "dziadek”.
Sobota - mecz ligowy.
W niedzielę, jeżeli nie załapałem się do składu w sobotnim meczu, to gram w Młodej Ekstraklasie, a jeżeli wcześniej grałem, albo nie ma żadnego meczu, to rano mamy zawsze rozruch.

W Młodej Ekstraklasie zagrałeś w trzynastu meczach, strzeliłeś też kilka goli.

PR: Tak, strzeliłem cztery bramki.

W potyczce Górnika z Lechem Poznań, w Młodej Ekstraklasie miałeś okazję zagrać przeciwko Pawłowi Przybylskiemu, Twojemu koledze z czasów gry w Orlętach.

PR: Tak. Bardzo miło było się z nim spotkać, naprawdę. W Reszlu jeszcze się nie widzieliśmy, a spotkaliśmy się na Śląsku, na meczu. Pamiętam, że Paweł wszedł wtedy w drugiej połowie i jeszcze chyba mnie krył. Bardzo fajnie. Cieszę się z tego i życzę chłopakowi jak najlepiej i nie tylko jemu. Wiem, że jeden z Reszelaków jest w Cracovii, dwóch jest w SMSie, jest Adrian Giziński w Amice. Życzę wszystkim jak najlepiej.

Adrian niestety długo borykał się z kontuzją.

PR: Z tego co wiem, to Adrian miał poważną kontuzję, ale już wrócił, strzelił trochę bramek w juniorach i na pewno jeszcze o nim usłyszymy. Trzymam za niego kciuki.

Powiedz może kilka słów o Twojej przygodzie z Amiką Wronki. Jak to wspominasz?

PR: Nie, no takich rzeczy się nie zapomina. Poszedłem z Orląt, z IV Ligi do Amiki. Wiesz, dużo treningów, grałem w III Lidze. To też praktycznie jest sukces, bo przeszedłem z czwartej do trzeciej ligi. Trenowałem też z pierwszym zespołem, przepracowałem z nim dwa obozy.

Ale w I. Lidze nie zadebiutowałeś...

PR: Nie, nie zadebiutowałem. Myślę, że nie było szans. Po prostu byłem za słaby żeby tam grać. Taka jest rzeczywistość. Uważam, że zrobiłem dobrze, że poszedłem do Elbląga. Grałem rok czasu w trzeciej lidze. Wbrew pozorom, ta nasza III. Liga jest dość silna. Przygotowałem się trochę no i teraz zaczęła się ta przygoda z Górnikiem.

W Olimpii szybko się zaaklimatyzowałeś i później zdobywałeś bramki regularnie.

PR: Strzeliłem 13 bramek w lidze i chyba trzy w Wojewódzkim Pucharze Polski.

Zdobyliście puchar...

PR: Tak, Wojewódzki Puchar Polski. No niestety, jak już odszedłem, to jakieś tam były problemy (śmiech) i chyba nawet nie wystąpili w centralnych rozgrywkach.

Kiedy okazało się, że zamierzasz opuścić Olimpię, na klubowej stronie internetowej pojawiła się informacja, że odchodzisz do OKS-u, na co niektórzy kibice dość ostro zareagowali wypisując niezbyt miłe hasła pod Twoim adresem.

PR: Ten klub jest w pewien sposób specyficzny. Ja zachowałem się dobrze. Miałem umowę do końca czerwca, także wywiązałem się z niej do końca. Zdobyliśmy Wojewódzki Puchar Polski, byłem najlepszym strzelcem drużyny, a v-ce liderem w klasyfikacji trzecioligowych strzelców. Uważam, że wywiązałem się w stu procentach, a to, że kibice tak do tego podchodzą to trudno.

A z tym OKS-em to była prawda?

PR: Nie nie. To była prowokacja kibiców.

Kibice obu klubów chyba nie za bardzo się lubią?

PR: Ale to jest ich sprawa, mnie to nie interesuje. Ja jestem piłkarzem i przychodzi taki czas, że pracę się zmienia. Gdybym miał rzeczywiście propozycję z OKSu i żadnej innej, to bym ją poważnie rozważał. Ale rok czasu tam spędzony wspominam bardzo miło. Poznałem bardzo fajnych ludzi i też niektórych kibiców, którzy byli wobec mnie i innych piłkarzy w porządku. Mam nadzieję, że Olimpii będzie się wiodło lepiej, bo póki co nie za bardzo jej tam idzie. Szkoda.

Kiedy opuszczałeś Olimpię, działo się to w normalnych warunkach, czy ludzie mieli do Ciebie żal, że odchodzisz?

PR: Tak, mieli żal. Próbowali mnie jeszcze zatrzymać, ale ja już podjąłem decyzję wcześniej. Dograłem do końca czerwca, oddałem wszystko co tam miałem, rozliczyłem się z klubem. Kontrakt się skończył 30. czerwca, podziękowałem i wyjechałem. I tak się skończyła moja przygoda z Olimpią.

Wróćmy jeszcze wcześniej. Jak wspominasz swoje początki w Orlętach?

PR: (śmiech) Pamiętam, pamiętam swój debiut kiedy miałem 15 lat. Było to z Mazurem Wydminy, strzeliłem bramkę na 8:0 (śmiech). Pamiętam to jak dziś. Też nie mogłem butów zawiązać stojąc przy linii bocznej. Wówczas to trenerem był Paweł Fenik. Naprawdę bardzo miło to wspominam. Jestem wychowankiem tego klubu i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu zagram, może nie jako zawodnik Orląt. Może kiedyś zabrałbym kilku kolegów do Reszla, zrobilibyśmy jakiś mecz. Chciałbym, bo to jest naprawdę fajne miasto, zawsze bardzo chętnie tu przyjeżdzał i myślę, że warto zrobić tu coś dla ludzi, bo oni też na to zasługują.

Śledzisz na bieżąco poczynania naszych piłkarzy?

PR: Tak, jak najbardziej. Po każdym meczu zawsze dzwonię do brata dziewczyny i on mi zawsze zdaje relację, mówi jak było.

Jak porównasz obecny zespół Orląt z tym, w którym Ty grałeś?

PR: Uważam, że ten zespół, w którym grałem mając 18, 19 lat był naprawdę silny. Marcin Wiciński, Boguś Sikora, Artur Wypyszczak, Artur Romańczyk, Arek Wata, Wojtek Jałoszewski... Naprawdę, mieliśmy bez żadnego problemu szóste, siódme miejsce w IV. Lidze, gdzie była ona bardzo silna. Grały wtedy takie zespoły jak Jeziorak, Olimpia, Drwęca. Byliśmy w stanie powalczyć ze wszystkimi i długo żaden z zespołów nie mógł zdobyć twierdzy Reszel. Zazwyczaj nikt u nas nie wygrywał.

Jak wspominasz trenera, Romana Uglarenko?

PR: Bardzo dobrze, zresztą ja ze wszystkimi trenerami żyłem bardzo dobrze. I z trenerem Fenikiem i z trenerem Uglarenko, pod którego skrzydłami grałem praktycznie cały czas, i wcześniej z trenerem Szmulem i z Romańczykiem, kiedy to zaczynałem grać w piłkę.

Mógłbyś porównać Orlęta pod wodzą trenera Edwarda Szmula, które były niezwykle silne rok temu, a Orlęta pod wodzą grającego trenera, Wojtka Jałoszewskiego, które jak na razie zawodzą?

PR: Wiesz, ja nie chcę tego oceniać, bo nie byłem na żadnym meczu. Nie wiem, jak ta Okręgówka teraz wygląda, nie widziałem jak ludzie grają, więc ciężko cokolwiek powiedzieć.

Myślisz, że Orlęta są w stanie grać jeszcze kiedyś wyżej niż w Okręgówce?

PR: Mam nadzieję, choć na razie nic na to nie wskazuje.

Powiedz, czego brakuje naszemu klubowi, żeby stanął na nogi?

PR: No głównie to chodzi o pieniądze.

A nie uważasz, że piłka w Reszlu się już "wypaliła"? Zobacz, kiedyś jak Orlęta grały w III. Lidze, na mecze przychodziło ok. 1000 ludzi, a teraz ciężko doliczyć się setki.

PR: To też prawda. W sumie Reszel nie jest jakimś bogatym miastem, żeby inwestował w piłkę nożną. Tu nie ma takich firm. Jest jeszcze Młynomag. Pan Rezanko trochę zainwestował tych pieniędzy w klub i chwała mu za to, bo dzięki temu się coś działo. Rema też jakieś pieniądze daje. Wiadomo, ciężko się utrzymać klubowi, który chce iść wyżej, a ma mniej pieniążków. A wbrew pozorom trochę tych pieniędzy trzeba.

Utkwił Ci w pamięci jakiś mecz, czy też bramka z czasów gry w Orlętach?

PR: Tak, pamiętam dwa mecze w Orlętach. Raz wygraliśmy z Warmiakiem Łukta 4:2 (/23.10.2004/). Strzeliłem wszystkie cztery bramki. Innym razem wygraliśmy 6:1 z Warmią Olsztyn (/22.05.2004/). Też strzeliłem cztery gole. Pamiętam też, jak strzeliłem trzy gole ze Startem Nidzica, wygraliśmy wówczas 6:1 (/07.06.2003/).

W sezonie 2004/2005 zostałeś Królem Strzelców IV. Ligi...

PR: Tak, strzeliłem wówczas 26 bramek, a zajęliśmy wtedy chyba ósme miejsce. Wiadomo, na te gole pracowałem nie tylko ja, ale i cały zespół. Sam ich przecież nie strzelałem. To był dobry zespół gdzie ja praktycznie kończyłem akcje. Piłka nożna jest grą zespołową i ktoś musi podać, żeby ktoś mógł strzelić. Jak nie ja, to byłby ktoś inny.

A gdzie Ci się najciężej grało, jeżeli chodzi o nasze województwo?

PR: Najcięższe mecze to chyba były "na Jezioraku". To był silny zespół, ale zawsze podejmowaliśmy walkę. Pamiętam, że kiedyś dużo tam przegraliśmy, chyba 8:2 (/dokładnie 8:3/). Ciężko też się grało w Morągu z Huraganem, z Granicą w Kętrzynie.

Na koniec kilka słów dla reszelskich kibiców.:)

PR: Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie. Bardzo się cięszę z tego, że pochodzę z Reszla i jakoś mi się udało zacząć, bo na razie nie można powiedzieć tu o czymś wielkim. Na każdym treningu daje z siebie wszystko i najważniejsze, że robię to, co lubię i co kocham, bo całe życie grałem w piłkę. Mam nadzieję, że Orlęta też się podniosą i jeszcze pograją w IV. czy III. Lidze. Trzymam kciuki za moich byłych kolegów z boiska i życzę im jak najlepiej.

Rozmawiał: Rafał Romańczuk