Bohater wywiadu: Jarosław Pieniak (prezes KS Orlęta Reszel)
Data: 20.10.2005
Autor: Roman

Chyba wszyscy w Reszlu wiedzą, kim jest Jarosław Pieniak, ale czy mógłby Pan powiedzieć coś o sobie?

Jarosław Pieniak: Nie jestem pewien, czy tak wszyscy wiedzą, kim jestem. Niektórzy wiedzą, że mam coś wspólnego ze sportem, inni myślą, że pracuję w Miejskim Ośrodku Kultury lub w Gminie.

W rzeczywistości, jestem zatrudniony w Gminnej Administracji Szkół i Sportu w Reszlu na stanowisku Starszy Specjalista do Spraw Sportu. Z racji zatrudnienia zajmuję się sportem i rekreacją dzieci i młodzieży oraz gminnymi obiektami sportowymi (stadion i boiska treningowe). Już poza zawodowymi obowiązkami, jestem sekretarzem LUKS "Orlik" i prezesem KS "Orleta-Rema SA", członkiem zarządu wojewódzkiego Szkolnego Związku Sportowego oraz Zrzeszenia Ludowe Zespoły Sportowe, członkiem komisji rewizyjnej UKS "Jedynka", radnym Rady Miejskiej w Reszlu oraz zastępcą przewodniczącego Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Dodatkowo podnoszę swoją wiedzę w Olsztyńskiej Szkole Wyższej na kierunku Animacja Turystyki i Rekreacji.

Oczywiście, mam jeszcze rodzinę, żonę i dwie córki.

Kiedy i w jakich okolicznościach rozpoczęła się Pana przygoda z reszelskim sportem? Jakieś sukcesy?

JP: Będąc uczniem Szkoły Podstawowej Nr 3 w Reszlu startowałem w zawodach lekkoatletycznych. Marzyłem o grze w piłkę, ale mieszkając poza Reszlem nie mogłem uczęszczać na treningi. Po ukończeniu szkoły średniej zacząłem trenować grę w warcaby, posiadam kategorię Kandydata na mistrza. Jako zawodnik byłem dwukrotnie drużynowym wicemistrzem Polski. Później zostałem instruktorem tej dyscypliny i wychowałem grupę wielokrotnych medalistów mistrzostw Polski z Martyną Siwek i Andrzejem Chrapa na czele.

Zawodowo sportem zacząłem się zajmować od 1989 roku, będąc do 1991 roku inspektorem do spraw gmin w Ludowych Zespołach Sportowych. Przez następne sześć lat zajmowałem się społecznie reszelskim sportem.

W 1997 roku zostałem zatrudniony przez MOKiS jako instruktor sportu i od tego czasu zajmuję się reszelskim sportem zawodowo.

Dlaczego zdecydował się Pan objąć posadę Prezesa Orląt i jak czuje się Pan w tej roli?

JP: Wiosną bieżącego roku na prośby trenera zgodziłem się pomóc zespołowi w prowadzeniu biura, które było w rozsypce. Prócz prezesa A. Rezanko i trenera Uglarenko, nikt pracą na rzecz klubu się nie interesował. Doprowadziłem do zwołania Walnego Zebrania Klubu, które za drugim razem wybrało Zarząd. Nikt inny nie chciał się zgodzić prezesować, więc nie miałem innego wyjścia.

Prezes klubu, to nie zaszczyt, to wiele dodatkowych zajęć i obowiązków.

W ostatnich miesiącach sporo mówiło się o kłopotach finansowych klubu. Jak obecnie wygląda sytuacja w Orlętach i dzięki czyim pieniądzom klub nadal istnieje?

JP: Sytuacja finansowa klubu nadal jest trudna. Udało się wyjść z długów wobec ZUS i Urzędu Skarbowego, ale pozostało zadłużenie wobec zawodników i trenera. Trzeba wszystkim jasno powiedzieć, że gdyby nie sponsor strategiczny, czyli REMA S.A. i Urząd Gminy, klub by nie istniał.

Przed sezonem do Warmiaka Łukta odszedł Marcin Wiciński. Czy w przerwie zimowej któryś z naszych piłkarzy również przymierza się do odejścia z klubu?

JP: Pewnie nie zatrzymamy Piotra Ruszkula. Nikt mu jednak drogi rozwoju nie zamyka. Dobrze by było, by przeszedł do wyższej klasy rozgrywkowej. Marcin Wiciński być może wiosną wróci z półrocznego wypożyczenia do Warmiaka.

Orlęta mają dość młody zespół. Sądzi Pan, że zdoła on zapewnić sobie utrzymanie w czwartoligowym gronie? Co będzie, jeśli ta sztuka się nie uda i drużyna po pięciu latach gry na tym szczeblu rozgrywek spadnie do "okręgówki"?

JP: Utrzymanie się w gronie czwartoligowców w minionym sezonie było jak powiedział trener "rekordem świata". Powtórzyć ten rekord będzie niezwykle ciężko tym bardziej, że spada więcej zespołów, a drużyna rzeczywiście została gwałtownie odmłodzona. Jeżeli znajdziemy się w okręgówce, tragedii nie będzie. Przy tak młodym i perspektywicznym składzie myślę, że szybko będzie okazja do świętowania awansu.

Niegdyś na mecze Orląt przychodziły rzesze fanów, którzy gorącym dopingiem wspierali piłkarzy w boju. Teraz to już rzadkość. Co według Pana jest tego przyczyną? Czy piłka nożna w Reszlu już się znudziła?

JP: Rzeczywiście, czuje się pewny przesyt i znudzenie piłką, ale może się mylę.

Kilka tygodni temu ukończono prace związane z renowacją trybun reszelskiego stadionu. Skąd fundusze na te "inwestycję" i ile ona kosztowała. Jak obecnie wygląda ten obiekt i ile miejsc siedzących posiada? Czy planowane są jeszcze jakieś prace na tym stadionie?

JP: Jeden sektor trybun oraz teren przy budynku szatni został wyremontowany ze środków budżetu Gminy. Kosztowało to ponad 20 tyś. złotych (same materiały). Prace remontowe zostały wykonane przez pracowników robót publicznych. Obecnie jest 260 miejsc siedzących.

Jeżeli będą środki w kolejnych gminnych budżetach, to powstanie jeszcze jeden sektor na 150 osób i wymienione zostanie ogrodzenie stadionu.

Czy chciałby Pan coś na koniec dodać?

JP: Chciałbym poprosić wszystkich kibiców Orląt, oraz ludzi obrażonych na klub (są tacy), by pomogli mi stworzyć nową jakość reszelskiego klubu. Sam, choćbym się rozerwał wszystkiego nie zrobię. Liczy się każdy nowy członek klubu, każdy nawet najmniejszy sponsor.

Każdy, kto chce pomóc klubowi niech się do mnie zgłosi.