26 KOLEJKA IV LIGI W SEZONIE 2003/2004 (08.05.2004)
MOTOR LUBAWA 2 - 2 ORLĘTA REMA SA RESZEL
Łukasz Wiergowski (9')
Łukasz Harmaciński (16')
Marcin Wiciński (53')
Marcin Brall (64')

Piotr Ruszkul (27')

Orlęta: A. Wysocki, M. Brall, T. Kwiatkowski, W. Rokicki, B. Bogdaniuk, A. Bondar, T. Grochocki, P. Bieluń, P. Ruszkul, G. Jaśkiewicz (90' P. Wiśniewski), M. Wiciński.
Ławka rezerwowych: P. Chamik.

Liczba kibiców Orląt: 12 osób

Pogoda: deszczowo; wiatr umiarkowany; temp. ok. + 12 st.

Motor Lubawa przed meczem z Orlętami miał dość dobry bilans rundy wiosennej. Rozpoczął ją bowiem od trzech zwycięstw (z Huraganem Morąg 2:1, Warmią Olsztyn 2:1, Ewingami Zalewo 4:0). Później zaliczył dwa bezbramkowe remisy z Sokołem Ostróda i Jeziorakiem Iława, by w końcu doznać pierwszej porażki z Tęczą Biskupiec (0:2). Był to jednak wypadek przy pracy, bo w kolejnych dwóch meczach Motor zdobył komplet punktów pokonując Polonię Pasłęk (4:2) oraz Błękitnych Orneta (3:1). Orlęta czekało więc niezwykle ciężkie zadanie.

Do składu powrócił Marcin Brall, który pauzował za żółte kartki. Po raz kolejny zabrakło natomiast Wojciecha Jałoszewskiego, który do tej pory nie wyleczył kontuzji. Z powodu wyjazdu do Gdyni na mecz nie pojechał też Arkadiusz Wata. Po raz trzeci z rzędu Orlęta musiały grać w osłabionym składzie.

Tego dnia pogoda nie dopisała. Nad naszym województwem przeszły ulewne deszcze i boisko w Lubawie, nasiąknięte wodą raczej nie nadawało się do gry. Ponadto nadal padał rzęsisty deszcz. Mimo to mecz się odbył i więcej w nim było przepadku, niż piłkarskiego widowiska.

Początek był wyrównany. Piłkarze obu drużyn z trudem poruszali się po boisku, ich zagrania nie docierały do adresatów, ponieważ piłka w połowie drogi grzęzła w kałuży. Warunki do gry były tragiczne. Trzeba było sobie jednak z tym jakoś radzić.

W 9 minucie gospodarze przeprowadzili szybkią akcję, którą celnym strzałem z 16 metrów w okienko naszej bramki wykończył Wiergowski i było już 1:0.

Pięć minut później z drugiej strony boiska z ostrego kąta uderzał Marcin Wiciński, piłka potoczyła się wzdłuż linii bramkowej i obrońca wybił ją w pole.

Nie minęła minuta, a Motor zdobył druga bramkę. Tomasz Kwiatkowski zwlekał z wybiciem piłki z naszego pola karnego, aż w końcu ją stracił. Zawodnik gospodarzy zagrał futbolówkę na 11 metr, dośrodkowanie to przedłużył jeden z jego kolegów, piłka trafiła do niepilnowanego Harmacińskiego, który z kilku metrów posłał piłkę w długi róg. Takiego obrotu sprawy chyba nikt się nie spodziewał.

Te gole nie załamały jednak naszych piłkarzy, którzy w dalszej części meczu osiągnęli przewagę. Niestety nie potrafili udokumentować jej zdobyciem kontaktowego gola. Najbliższy strzelenia bramki był Marcin Wiciński, ale jego uderzenie głową obronił bramkarz Motoru.

Gospodarze też mogli zmienić wynik spotkania. W 31 minucie piłkarz Motoru wyszedł sam na sam z Andrzejem Wysockim, strzelił po ziemi i piłka zatrzymała się w kałuży tuż przed linią bramkową. Dobiegł do niej Marcin Brall, ale miał problemy z jej wybiciem. Uprzedził go jeden z napastników Motoru i wepchnął piłkę do bramki. Sędzia jednak gola nie uznał, gdyż dopatrzył się w tej sytuacji przewinienia piłkarza z Lubawy.

Druga połowa toczyła się pod nasze dyktando. Gospodarze nastawili się na kontrataki, które jednak bywały dość groźne i mogły nas ostatecznie pogrążyć. Najpierw jednak w 50 minucie sytuację sam na sam z napastnikiem Motoru wygrał Andrzej Wysocki, a chwilę później Marcin Brall wybił piłkę z linii bramkowej.

W 53 minucie Orlęta w końcu zdobyły kontaktową bramkę. Piotr Ruszkul, który w tym meczu grał środkowego pomocnika, długim podaniem uruchomił Marcina Wicińskiego, który strzałem z 15 metrów pokonał bramkarza gospodarzy. I tym razem dopisało nam szczęście, bo piłka wpadła w kałużę ku zdziwieniu bramkarza Motoru, który wyszedł z bramki do tego dośrodkowania, "Wićka" to wykorzystał i było już tylko 2:1.

Jedenaście minut później Orlęta dopięły swego. Piotr Ruszkul został sfaulowany przed polem karnym gospodarzy. Z rzutu wolnego uderzał Marcin Brall, piłka odbiła się jeszcze od któregoś obrońcy i wpadła do siatki.

W 75 minucie swoich umiejętności strzeleckich próbował sam Piotr Ruszkul, ale minimalnie przestrzelił z kilkunastu metrów.

W ostatnich minutach meczu gra się wyrównała. Gospodarze próbowali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale ta sztuka im się nie udała i tym samym Orlęta dowiozły remis do końca.

Reszelskim piłkarzom należą się brawa za to, iż mimo niekorzystnego wyniku 0-2, jakim zakończyła się pierwsza połowa, potrafili po przerwie strzelić przeciwnikowi dwa gole i jeszcze próbowali wbić trzecią bramkę. Ich waleczność i zaangażowanie w tym meczu zostały nagrodzone gromkim śpiewem kibiców podczas powrotu do Reszla. Już dawno nie widziałem tak rozśpiewanego autokaru i atmosfery, jaka w nim panowała, ale cóż, piłkarzom należały się podziękowania i właśnie w ten sposób kibice postanowili im je przekazać. Oby więcej było ku temu okazji...